Pierwsze wrazenie: czy to juz miasto? Zabudowa jest tu rzadka, duzo wyblaklej w upale zieleni. Przy glownych ulicach stoja wiejskie parterowe chatynki. To naprawde juz nie przedmiescie?
Budynki poradzieckie (sporo w nich elementow wschodnich), osypuja sie robiac wrazenie opustoszalych. Malo ludzi, zwaszcza w czasie najwiekszego skwaru. Pusto. Ulice szerokie, zaprojektowane dla parad wojskowych i manifestacji, poglebiaja to uczucie. Samochody pedza po nich nonszalancko, ignorujac przepisy, rozsadek, zycie i zdrowie pieszych, o kierunkowskazach i pasach na jezdni nie wspominajac. Wchodzisz na wlasne ryzyko.
Wzdluz jezdni rowy z woda, rodzaj rynsztokow. Troche biedy, sporo smieci i silnych zapachow.
Malo sklepow, za to duzo mikro-stoisk z kwasem do picia, arbuzami i dyniami, samsami, chinskimi ciuchami. Uwaga: sa saturatory.
Jedynie najblizsza okolica parlamentu nie pozostawia watpliwosci, ze to miasto: kilka duzych gmachow, zadbana zielen, straznicy w czapkach, duze szyldy sklepow.
Mamy trzy zadania. Pierwsze: kupic tutejsze pieniadze, somy. Pierwszy kantor jest nieczynny bo kasjerka je gdzies obiad. W drugim nie akceptuja nam baknotow dolarowych starszego typu, ale nowszych tez starcza. Zalatwione.
Zadanie drugie: rejestracja, czyli obowiazek meldunkowy. Udaje sie ja zalatwic w skwarne 2,5 godziny. Odwiedzamy trzy urzedy ulokowane w trzech krancach miasta (ovir, posterunek policji i urzad paszportowy), odsylani wciaz gdzies dalej, az wreszcie od upragnionej pieczatki w paszporcie dzieli nas tylko 300 somow.
(Czlapiac od urzedu do urzedu podziwiamy pomnik zwyciestwa - nowo poslubione pary robia tam sobie zdjecia z rodzinami i goscmi. Dlaczego tyle slubow w piatek?)
Trzecie zadanie: kupic mapy. Podobno jest jeden taki punkt w miescie, zajdujemy go latwo, ale juz o 16 drzwi sa zamkniete (kartka na drzwiach obiecuje wspolprace do 17; ktos poszedl na obiad?). Szukamy informacji w biurze turystycznym obok. Chca nam pomoc sprzedajac wycieczke w drugim koncu kraju, ale map wciaz brak.
Zwienczeniem dnia jest obiad, w restauracji z miejscami do lezenia przy stolach. Czy ktos slyszal kiedys o lepszym pomysle? Saczymy hebate z miseczek, jemy szaszlyki i langmany, oczy kleja sie po dniu spacerow w skwarze. Jednak czas ruszac w droge: czekaja na nas gory.