Wyrostkowie okazuja sie dosc opiekunczymi chlopakami. Ich dbalosc o samochod daje szanse, ze dojedziemy jednak w jednym kawalku. (Ciekawostka: bryka chyba japonska, P., choc nie kieruje, siedzi na miejscu kierowcy.)
Po drodze niesamowite widoki gor. Jezdnia jest waska (komus pokapalo sie po srodku trocha asfaltu) i niezapomnianie dziurawa, pobocze czesto rowniejsze od asfaltu.
Na granicy z Kazachstanem 4 kontrole, w tym 3, na ktorych ogladaja nasze paszporty (30 minut). Na kazdej stajemy przed szlabanem i czekamy. Na kazachskiej paszportowej czekamy przed budka wypelniajac swistek wjazdowy i dajac sie uwiecznic kamera. Dookola bury step po horyzont, mgla, zimno, siapi i wieje. Jakis pies przemyka, pogranicznicy i celnicy laza niespiesznie, komus zepsul sie samochod i grzebie w podwoziu lezac. Wszyscy pala.
Kiedy zblizamy sie do pierwszej wioski, kolejna kontrola paszportowa. Ta wioska jest Karkara: glownie bloto, i biedachatki. Jesli Kegen, gdzie chcemy nocowac, wyglada tak samo, jak znajdziemy tam goscinice?
W Kegen, pod goscinica, gdzie pijany ochroniarz belkocze dosc niezrozumiale, zegnamy sie z chlopakami. Po raz pierwszy, i w dodatku bez zenady, wreczmy komus nasze polskie suweniry.
Z ochroniarzem nie idzie sie dogadac. W nadziei na inny nocleg zjadamy obiad w seledynowej klitce po sasiedzku. Rozgrzewa nas zachodnia muzyka i wschodnia wodeczka. Innego hotelu nie ma, ochroniarz nadal slabo komunikuje. Liczac, ze toasty wznoszone za nocleg bada skuteczne, zbieramy sie w miasto.
Kegen wyglada nieporzadnie, jesiennie, ponuro, jak rozlana wielka ulica, do ktorej podoczepiane sa chatki, sklepy, mieszkancy. Wszedzie bloto.
Targujemy sie z taksowkarzami. Po informacji w sklepie, ze kurs powinien wyniesc nas 600-800 Tenge, stargowujemy z 10 000 do 4 000. Oczywiscie, slono przeplacamy, ale okolicznosci (pora i baza noclegowa) pogarszaja nasza pozycje przetargowa.