Po drodze do Szonzy widoki sa takie, ze nie da sie ich opisac. Gory-kopczyki i gory skalne, w dali osniezone; potem pagorki i bezkresna rownina. Przed nami lsni w sloncu droga do samego nieba. Ziemia Ujgurow.
M: Uswiadamiam sobie, ze jestesmy bardzo blisko Chin i bardzo daleko od domu.
G: Nawet nazwa Szonzy w ustach taksowkarza brzmi zupelnie po chinsku.
Szonzy jest przyjaznym miasteczkiem, daleko od prawie wszystkiego. Wszedzie krowy. Jedna zbliza sie bardzo kiedy zdejmujemy troche ciuchow - najwyrazniej szczerze zainteresowana szalem G, ktory wyglada smakowicie. Inna staje karnie za samochodem na czerwonym swietle, jednak skret w prawo wykonuje juz dosc nonszalancko: zupelnie bez kierunkowskazu.
W popoludniowym swietle do domow ze szkoly zmierzaja dziewczynki w wielkich kokardach. Ludzie zainteresowani i pomocni. Rozesmiani chlopcy sprzedajacy arbuzy organizuja nam taksowke krzyczac.
1 tenge to ok. 1/3 soma, wiec wszystkie ceny wydaja nam sie horrendalne. Orientujemy sie powoli, wszedzie wietrzymy oszustwo.
Nazajutrz w planach kanion Szaryn - zaden wielki kanion, a jednak pociaga bardzo.