Pierwsze nasze wrazenie jest takie, ze jestesmy w panstwie policyjnym. To nas zaskakuje, bo przeciez przygotowywalismy sie do tego wyjazdu. Policjanci na rogatkach, policjanci na dworcu, policjanci i straznicy wszedzie, w niezliczonej ilosci. Na kazdym rogu mundury: w metrze, na kolei, na ulicy, w bankach, kantorach - dziesiatki rodzajow, krojow, czapek, naszywek.
Drugie zaskoczenie to zmiana czasu. Zyskujemy godzine, wiec to przyjemna niespodzianka :)
Na ten dzien mamy 2 zadania: zdobyc lokalne pieniadze (chcemy milion, czyli 1700zl - na ten cel przygotowujemy 2 puste plecaki;) i kupic bilety na pociag, ktory jednak znalezlismy, wbrew pani z informacji.
1 - PIENIADZE
Zaczynamy w kantorze kolo hotelu (100$ na zaplacenie za nocleg i "wykupienie" paszportow). Pod kantorem grupka cinkciarek z reklamowkami banknotow (wsrod nich przechadza sie straznik, jak to?). Mimo ich zachet, wymieniamy jednak w kantorze - dostajemy certyfikat poswiadczajacy legalnosc wymiany, ale nie uprawniajacy nas do wymiany z powrotem na dolary. W uzyciu (w kantorze, hotelu, na dworcu) jest sprzet znany nam z poczatku lat 90tych - liczarki do banknotow.
Juz z paszportami (hm, jakos boimy sie chodzic bez, bo przewodnik straszyl nas legitymowaniem w metrze; poza tym bez paszportow nie kupimy biletow na pociag), ruszamy na podboj bankomatow. Na dworcu kolejowym bankomatow brak. W banku dowiadujemy sie, ze tutejszy bankomat obsluguje tylko lokalsow. Nas obsluzyc moga: Hotel Taszkient, Hotel Uzbekistan i Hotel InterContinental.
Obieramy wiec kierunek na "Palast Tashkient". Pieniadze, poza symbolicznym, zyskuja – po raz pierwszy tak wyraznie – wymiar materialny. 50 000 (ok 90zl) nie wylazi przez dziure z bankomatu. We trojke, w 11 podejsciach, wyciagamy w sumie 330 tys (w przeliczeniu: ok 600zl, fizycznie: ok 15 cm pieniedzy). Na wiecej nie pozwalaja nam limity liczby wyplat.
Przechodzac mimo testujemy tez bankomat w Hotelu Uzbekistan. Out of order.
Mamy jeszcze nadzieje na wymiane kirgiskich somow (troche nam ich zostalo w kieszeniach). Niestety, Republika Uzbekistan dopuszcza na swoim terytorium do legalnej wymiany tylko 4 obce waluty: dolar amerykanski, euro, jenny i funty brytyjskie.
2 – BILETY
Pani z informacji, potwierdza, ze znaleziony przez nas (w czerwcu w Polsce) pociag istnieje (trzeba bylo podac numer pociagu i pociag sie znalazl). Uskrzydleni suniemy do kas. W jednaj z nich mozna placic karta, wiec ustawiamy sie wlasnie do niej. Tworzac pod okienkiem maly tlumek wysylamy ludnosci lokalnej signal, ze tutaj warto sie tloczyc – tlocza sie zwawo a tlumek za naszymi plecami rosnie (lokcie troche w uzyciu, a jakze...). Pania z okienka ten obrot spraw irytuje. Krzyczy do klientow “wynocha do innych kas, nie tylko ja tu pracuje”, jednoczesnie besztajac kolezanki z innych, nieobleganych okienek.
Czekamy, czekamy, w koncu nasza kolej. Pani wypisuje bilety, z wdziekiem przekrecajac kazde nazwisko. Kolejne spisane paszporty z impetem laduja na krawedzi lady. P wrecza karte platnicza. No i afera, bo Pani w okienku wszystko zrozumie, ale nie taka beszczelnosc. Jest wyraznie na granicy rozstroju nerwowego, i czekamy, ze lada chwila zacznie okladac P tym co tam ma pod reka. Karte nalezalo pokazac PRZED zlozeniem zamowienia (nalezy wreczyc paszporty i karte jednoczesnie). Pani krzyczy, unosi sie, sapie. Obciaza nas kara 600 somow od lebka (dla porownania, kara za deptanie trawnika przed dworcem to 9400 somow). Opieramy sie, ale niedlugo, uznajac, ze gra nie jest warta swieczki. Placimy sztraf, pani drukuje nowy komplet biletow. Karta w ruch i odkaz. Kilka prob i zmiana karty. Potem kolejna i konsultacja z kierowniczka. Najwyrazniej nasze karty VISA roznia sie od kart VISA uzbeckich. Brakuje nam zoltego znaczka w lewym gornym rogu. Placimy gotowka (juz bez dodatkowych kar).
Zalatwienie tych 600 zl i 4 biletow na pociag zajelo nam raptem 5,5 godziny (a nie zgubilismy sie w miescie ani razu). Na szczescie tylko tyle - mamy szanse zdazyc na wieczorny pociag.