Zaszli nam za skore. Dzieci ze swoim "hello", natretni sprzedawcy, obskakujacy taksowkarze, oszukujacy sprzedawcy...
Czara goryczy przelala sie konkretnie w momencie, kiedy nie wpuszczono nas do muzeum (Zidan, czyli wiezienie), poniewaz na bilecie kupionym w punkcie obok (Arku, czyli twierdzy) czegostam brakowalo (wpisanej daty? podpisu?). Pani w kasie doradzila nam, ze poniewaz jestesmy mlodzi, to mozemy do twierdzy wrocic, i poprosic o dopisanie. Zwiedzanie Arku - na ktore przeznaczylismy wstepnie pol dnia - daloby sie zmiescic w pol godziny, a wiezienie powinno byc znacznie mniejsze, zamiast wiec wrocic do niefrasobliwej kasjerki, usmielismy sie serdecznie (ale tez troche gorzko) i zrezygnowalismy z tej przyjemnosci.
Podobnie w sklepie. Konczymy zakupy i slyszymy od sprzedawcy sume (jak wszedzie: zadnego paragonu, sprzedawca dodaje sobie cichutko na kalkulatorze). W drodze ze sklepu sumujemy wszystkie pozycje, i zamiast do 14, doliczamy sie do okolo 9 tysiecy sumow. Do licha! Znow zaplacilismy losiowe!
Dodajemy bardzo orientacyjnie, jak sie okazuje. Cen na produktach czesto brak, a te ktore sa naklejone niekoniecznie obowiazuja. Po dopytaniu sprzedawcy dowiadujemy sie, ze kawa 3 w 1 (McCoffe :) zamiast 200 (cena widoczna w sklepie), kosztuje 400, a ciastka kupione wczoraj za 1300, dzis kosztuja 1500 (sprzedawca proponuje kompromis: 1400).
Ale sa tez fajne doswiadczenia. Na przyklad 3 bazary.
Pierwszy to dywany. Wielkie, tak ze 2,5 x 4 m lub 3 x 5 m, powieszone pionowo na budach sprzedawcow wokol placu stanowiacego serce bazaru. Plus poustawiane wedlug rozmiarow bele chodnikow. Bogato, bordowo-zloto, imponujaco pod wzgledem rozmiarow.
Drugi to targ zlota. Piecset bab, sprzedawczyn, kazda ze swoim malym straganikiem, przed nimi kupujace. Wybieraja, przymierzaja pierscionki, przykladaja sobie do dekoltow zlote lancuchy. Jak na nasza wrazliwosc, kazda handlarka ma na swoim stoisku mniej wiecej to samo, jak to wiec mozliwe, ze az ich tyle sie z tego utrzymuje? I jak to mozliwe, ze w tym miasteczku jest az taki popyt na zloto?
Trzeci – meble. Malenki, tylko jeden zaulek, za to bardzo efektowny. Nie sam w sobie, a z powodu srodka transportu. Wszystko (na przyklad: malzenskie lozko, 3 kanapy, 8 foteli) laduje sie na dach starej dobrej lady (kazda z lad ma na dachu rodzaj drewnianej platformy). Wokol mezczyzni z gumami, linami: mocuja, poprawiaja, upewniaja sie, ze nie zleci po drodze. Mowiac krotko: triumf ducha nad materia :)