Bukharę opuszczamy świtem bladym, pierwszą marszrutką (stres, czy nie będzie czekała godziny na zapełnienie i czy wyruszymy wreszcie „złotą drogą” do cudu świata, czyli Samarkandy! udaje się, więcej osób coś gna, jedziemy).
Na stacji, jak zawsze, tłumy. Dzielimy się do kas, czujna S zajmuje pustą, tzn. nawet bez kasjera/ki. Za nią po chwili tłum, podchodzi milicjant, interesuje się, wzywa kasjerkę. Jeszcze tylko odrobina pracy łokciami i możemy ładować się do pociągu. Pociąg typu TGV, ale na zachodzie nie ma takiej muzyki na full. Mino ściszania przez pasażerów – nie nas, oczywiście, my jesteśmy tylko pokornymi turystami – konduktor pilotem zgłaśnia i wybiera utwory, zwykle po kilka razy ten sam, nasze ulubione to o zimie i mrozie oraz o matce – duszyszczypatielnyje… Pewnie w TGV, choć podróżuje tam wielu eleganckich ludzi, kiedy ktoś oddaje się jakiejś czynności fizjologicznej, która mogłaby zakłócić aurę wokół, nikt po tym nie wstaje i nie spryskuje wszystkiego i wszystkich wokół perfumą…
Samarkanda
Mamy rezerwację w gostinicy Bahodir. Przewodnik ulubiony Central Asia opisał ją jako parszywą – wszystko jest prawdą (kanalizacja ledwo dyszy, pościel cieniutka, niewygodne łóźka, ręczniki 30-letnie (hmmm, ’78 to naprawdę dobry rocznik!), ale tak jest wszędzie! Za to piękny dziedziniec z winoroślą. I pan Bahodir empatyczny i sympatyczny – pierwszy normalny człowiek! I pierwszy raz kurki w łazience nie są zamienione! Zamiast karali, much i komarów – mrówki. Miła, swojska odmiana.
Jednak jesteśmy chwilowo bezdomni – nasz nocleg nie jest zapłacony, jak myśleliśmy. Wyprawa do banku, widzimy Registan (od zaplecza, więc ciekawie, ale nie jak na pocztówkach), w banku korzystamy z „bankomatu” – pani bierze od P kartę, wybiera pieniądze z 4%ową prowizją. Ale za to nie na raty! Znów jesteśmy bogaczami!
Nasza gostinica okazuje się być popularna wśród nomadów wszelkiego typu, także tych podróżujących biznesowo. Rozmowy, niestety, schematyczne, „nice people – right, very nice people here”, „how to get to…”, „I’ve been to…”. Cieszymy się swoim towarzystwem. To czas kanasty i beztłuszczowych kolacji z prawdziwymi warzywami!