Jesteśmy w mieście historycznym (jednym z najstarszych na świecie!), z zabytkami, oczywiście. Ciekawe, że im droższe bilety, tym mniej do zobaczenia. Ruiny meczetu piątkowego Bibi Chanum wyglądają bardziej wiarygodnie, mają więcej duszy niż odpacykowany Registan – w medresach tylko sklepiki i stragany (targowanie staje się powoli naszą kompetencją nieuświadomioną).
Mauzolea Timurydów, do których docieramy w absolutnym skwarze, zapierają dech – rzeczywiście piękne, imponujące! Święte miejsce, przez wieki otaczane szacunkiem. Cisza i skupienie, koegzystują turyści i wierni. Lista „porządkowa” (co wolno, czego nie) – też robi wrażenie.
Oprócz medres, mauzoleów i meczetów mamy pod bokiem baza – piękny! Nowy, czysty, kolorowy. Zairna w wielkich worach, nasiona, warzywa na kupkach, przyprawy – zapachy, kolory, gwar. Znów refleksja nt. pojemników – wszystko w stertach na wierzchu, żadnych skrzynek, wiaderek itd. Mimo bliskości Chin. Znów „hello”, S odpowiada zupełnie bez strachu, że będą na coś naciągać. Rozmowy (wg jednego scenariusza):
- Otkuda wy?
- Z Polszy.
- Z Polszy?
- Daaa.
na porządku dziennym.
Drugiego wieczoru wybieramy się obejrzeć Registan nocą – widzieliśmy lampy, więc zapowiada się pięlny widok. Na miejscu ciemnawo, zaczepia nas mundurowy, który za dnia chciał nas wpuścić do minaretu po cichu, za to za kilka dolarów. Nie skorzystaliśmy. Teraz mamy szansę na 5 minut iluminacji! Za 10$. Wykręcamy się, że wyszliśmy tylko nas spacer, bez centa przy duszy. Mówimy, że przyjdziemy jutro z pieniędzmi. On na to, natychmiast, że operator świateł jutro wyjeżdża do Taszkientu! więc to jedyna szansa. Czekamy, co będzie dalej. Ludzi coraz więcej, zbliża się 21:30. Nasz znajomy krąży między grupami obcokrajowców, ludzie wyciągają jakieś pieniądze. Chwilę po 21:30 zapalają się światła. Razem z całym tłumem podchodzimy do medres, nikt nie wygania. Uczta dla oczu, wyzwanie dla obiektywów. Po 5 minutach, zgodnie z obietnicą – ciemno.
Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie sprawdzili, czy nasz operator świateł na pewno dotarł do ciotki do Taszkientu – w okolicach 21:30 trafiamy na spektakl światło-dźwięk po francusku. Mundurowy wygania nas z ławki, bo to spektakl zapłacony. Siadamy 5 metrów dalej, na fontannie. Cioteczka o operatora martwi się już na pewno…